Aleksandra Paprot, Spotkanie z potomkami mennonitów z Żuław i Powiśla – wizyta rodziny Wiebe w Stogach (2016)

Aleksandra Paprot

Spotkanie z potomkami mennonitów z Żuław i Powiśla – wizyta rodziny Wiebe w Stogach

Stogi to miejscowość położona niedaleko Malborka. Wśród turystów znana jest głównie ze znajdującego się tam cmentarza mennonickiego. To nekropolia, którą można określić mianem nie tylko największej na Żuławach, ale i w Polsce. Rokrocznie miejsce to odwiedza wiele osób z kraju i zagranicy.

Wieś, którą nazwano Heubuden, została założona w 1562 r., a już w 1565 r. oddano ją w dzierżawę osadnikom z Niderlandów[1]. Wówczas to rozpoczął się ważny rozdział w historii tej miejscowości. Mennonici, którzy zamieszkali w Heubuden zajęli się uprawą okolicznych pól i hodowlą bydła mlecznego. Niebawem Stogi stały się siedzibą flamandzkiej gminy mennonickiej Heubuden-Marienburg. Cmentarz powstał prawdopodobnie około połowy XVIII w., a w 1768 r. wybudowano dom modlitwy. Pod koniec XIX w. we wsi znajdowało się 45 domów, a liczba ludności wynosiła 154 katolików i ewangelików oraz 176 mennonitów[2].

W 1945 r. mennonici zamieszkujący Heubuden i okolice zostali jednak  zmuszeni do opuszczenia swoich domów na zawsze. Po ich przodkach została pamięć zapisana w krajobrazie żuławskim w postaci domów i cmentarza w Stogach, gdzie do dziś zachowało się ok. 260 obramowań grobów ze sztucznego kamienia, podstawy krzyży i steli nagrobnych, cippus, a także kilka nagrobków z okresu I połowy XX w., wykonanych z granitu. Wśród nich znajduje się nagrobek nietypowy, niewpisujący się w monumentalny styl steli, głównie z którymi kojarzy się nekropolie mennonickie. To grób Fritza Wiebego – urzędnika bankowego, urodzonego 11 kwietnia 1901 r. w Groß Bandtken (dziś to miejscowość Bądki koło Kwidzyna), a zmarłego w wieku 26 lat 18 marca 1934 r. w Gnojau (dziś Gnojewo)[3]. Syn Otto Wiebe i Irmgard Behrens. Nagrobek Fritza ma kształt nieregularnego trójkątnego kamienia z wyrytym imieniem, nazwiskiem, rokiem urodzin i śmierci. To, co zawsze mnie zastanawiało to napis poniżej inskrypcji, który brzmiał „Sturmführer” (dowódca szturmowy). Do 15.10. 1934 r. był to odpowiednik tytułu podporucznika w Oddziałach Szturmowych NSDAP[4]. Tylko tyle wiedziałam do 27 sierpnia 2016 roku…

***

Był sobotni słoneczny i upalny dzień kiedy to wraz z moją rodziną pojechaliśmy na chrzciny małego Tymka – syna mojej kuzynki pochodzącej ze Stogów. Wjeżdżając autem na parking przed kościołem pw. św. Wincentego à Paulo od razu zauważyłam czarnego busa pasażerskiego. Na początku pomyślałam, że to może rodzina z Warszawy postanowiła przyjechać nim razem. Gdy zaparkowałam auto, zauważyłam, że rejestracja busa jest jednak zagraniczna i co więcej, znajdują się na nim jakieś naklejki z herbem rodowym. Nie wierzyłam własnym oczom, ale tak… Na busie widniał napis „Back to The Roots Tour. Poland 2016. www.WiebeWorldWide.net”. To ta rodzina Wiebe? Niemożliwe… – pomyślałam. Serce zaczęło mi bić szybciej, a podjecie decyzji o tym czy pójść na mszę do kościoła, czy szukać zagranicznych potomków rodziny Wiebe było już dla mnie jasne. Paweł pobiegł pierwszy, a ja nieco w tyle za nim, bo w sukience i na szpilkach. Wypatrywałam, które nagrobki zainteresowały członków rodziny Wiebe.

Dziś myślę, że musieli być oni nieco zdziwieni, kiedy tak nagle, ni stąd, ni zowąd, pojawiliśmy się w pełnej gali na cmentarzu mennonickim pośród pól. Kto mógłby przecież tutaj trafić i tak usilnie próbować nawiązać z nimi kontakt?

***

Pamiętam, że zawsze pasjonowała mnie historia cmentarza w Stogach. Wychowałam się w sąsiedniej miejscowości – w Starej Kościelnicy. Chętnie jeździłam stamtąd do wujostwa ze Stogów, zwłaszcza rowerem. Mogłam wówczas po drodze odwiedzić cmentarz mennonicki, który mnie fascynował. Był tajemniczy. Na początku nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego właściwie mnie tak ciekawi i kto tam jest pochowany. Z czasem cmentarz ten stał się tematem mojego pierwszego reportażu, jaki napisałam w ramach języka polskiego w liceum. Został on potem opublikowany w „Gazecie Malborskiej” w 2004 r[5]. Potem przyszedł czas na studia kulturoznawcze i pierwsze teksty naukowe. Temat cmentarza w Stogach nadal mi towarzyszył i to on stał się przedmiotem mojej pracy licencjackiej Nekropolia mennonicka w Stogach Malborskich jako źródło tradycji i informacji o byłych mieszkańcach Żuław. Po zakończeniu pierwszego etapu studiów wzięłam udział w VI Międzynarodowym Zjeździe Mennonitów w 2010 r. Wtedy po raz pierwszy poznałam osobiście mennonitów z Niemiec i Holandii. Już wówczas było to dla mnie duże przeżycie, ponieważ w końcu spotkałam osoby, o których przodkach mogłam dotąd przeczytać tylko i wyłącznie w książkach lub próbować odczytać ich losy z bogatych w symbolikę steli nagrobnych.

***

Pamiętam, że pierwszą osobą, z którą udało się mi i Pawłowi porozmawiać w Stogach latem tego roku, był Henry – uśmiechnięty i energiczny starszy pan. Jak się okazało mieszka obecnie w Vancouver w Kanadzie. Pomyślałam, że zapewne to potomkowie mennonitów, którzy wyemigrowali do Kanady. Nic bardziej mylnego, kolejni członkowie wycieczki: Ellen, Jean-Pierre i Jérôme przyjechali z Francji, Kristen i Larry ze Stanów Zjednoczonych, Andre z Niemiec, a Rolf ze Szwajcarii. To niesamowite, jak udało się ludziom z tak różnych zakątków świata udać się razem w podróż do małej wsi na Żuławach? Logistyka i koordynacja wycieczki bardzo mi zaimponowała. Ośmioro członków rodziny Wiebe wywodzących się Agathe Wiebe (1840-1925) z Pielicy koło Lasowic Wielkich i Petera Wiebego (1825-1899) z Lubieszewa od 25 sierpnia do 7 września podróżowało po Polsce by m.in. szukać swoich korzeni na Żuławach i Powiślu. Na ich trasie znalazł się Nowy Staw, Lubieszewo, Stara Kościelnica, Stogi, Orłowo, Nowy Dwór Gdański, Cyganek-Żelichowo i Malbork. Ponadto odwiedzili również Gdańsk, Łódź, Wrocław, Oświęcim i Kraków.

Po rozmowie prowadzonej na cmentarzu, udaliśmy się w pobliże busa, którym podróżowała rodzina Wiebe. W nim odpoczywała część uczestników wyjazdu, z którą rozpoczęłam rozmowę na temat nagrobków znajdujących się na cmentarzu. Wtedy zapytałam czy ten kontrowersyjny Fritz Wiebe to ich krewny. Dowiedziałam się od Ellen i Henrry’ego, że był to ich wujek od strony matki – Irmgard Wiebe z domu Behrens urodzonej w Malborku w 1886 r. Co ciekawe, pojawił się wówczas trop przedwojennego Altmünsterberg, czyli mojej rodzinnej Starej Kościelnicy. Okazało się, że Irmgard mieszkała w mojej miejscowości, z której po ślubie wyprowadziła się, ale powróciła do dużego gospodarstwa w Altmünsterberg w 1932 r. z synami Peterem i Fritzem. To Peter później nim zarządzał. Fritz zginął w wypadku samochodu ciężarowego w 1934 r. Miał on jednego syna, który również zmarł w 1934 r. Irmgard zmarła w Starej Kościelnicy w 1941, została najprawdopodobniej pochowana na cmentarzu w Stogach. Z kolei Peter zginął w 1942 r. pod Stalingradem (miał jednego syna). Ellen i Henry to z kolei dzieci córki Irmgard, która nosiła imię po swojej matce. Ona jednak opuściła Żuławy i Powiśle ok. 1935 r. i zamieszkała w Berlinie, gdzie wyszła za mąż.

***

Kiedy już właściwie zamierzaliśmy się pożegnać, pojawił się niespodziewanie starszy pan w szarym kaszkiecie i okularach. Wcześniej nie było go z grupą. Co więcej, przywitał się z nami piękną polszczyzną. Wzięłam go więc na początku za polskiego przewodnika grupy. Nic bardziej mylnego, okazało się, że to Rolf Fieguth, który również jest prawnukiem Agathe i Petera Wiebe. Jego ojciec Hans-Otto Fieguth jest autorem prac genealogicznych dotyczących rodziny Wiebe i Fieguth. Ponadto Rolf Fieguth to wybitny niemiecki slawista, germanista i tłumacz. Wyróżniony Medalem za Zasługi dla Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (uczelni, na której piszę swój doktorat). O tym dowiedziałam się jednak dopiero później, po powrocie do domu.

Podczas spotkania w Stogach poznałam Rolfa Fiegutha jako uśmiechniętego i serdecznego profesora z Uniwersytetu we Fryburgu w Szwajcarii. Zostaliśmy znajomymi na Facebooku i rozpoczęliśmy żywą korespondencję mejlową na temat jego rodziny i powiązań z moją rodzinną miejscowością – Starą Kościelnicą i Stogami.

***

Niezwykle miłą niespodzianką dla mnie była wiadomość od profesora, jaką dostałam we wrześniu. Przyznał, że przeczytał książkę, którą napisałam o Starej Kościelnicy. Napisał:

Przeczytałem ze wzruszeniem Pani książkę o Starej Kościelnicy. Jest to moja pierwsza poważna konfrontacja z rzeczywistością obecnych mieszkańców Żuław, które dotąd stanowiły dla mnie przeważnie jakąś wyobrażeniową krainę pamięci, osobliwej, bo zbudowanej z częstych opowiadań matki (ur. 1905 w Malborku), i nie tylko pozytywnej i przyjemnej. Kraina wyobrażeniowa, która jak pajęczyna legła na moich dwu przyjazdach tam (najintensywniej w 1969 r.; ok. 1990 r. w samochodzie Pawła Huellego), a legła z początku też na tym grupowym, ostatnim.

W dalszej korespondencji uzyskałam od niego również cenne uwagi dotyczące mennonitów na Żuławach.

Dziś reaguję na Pani piękną pracę „Nekropolia mennonicka w Stogach Malborskich jako źródło tradycji i informacji o byłych mieszkańcach Żuław”. Nie ma wątpliwości, że główna część mennonitów żuławskich miała przodków niderlandzkich, ale akurat nie ci, którzy pochodzą z Fryzji Wschodniej (Ostfriesland), bo ta nie była niderlandzka, a język niderlandzki funkcjonował tam jedynie jako język kościelny u reformowanych i mennonitów. Poza kościołem mówiono tam po dolnoniemiecku (bardzo rzadko po fryzyjsku), a pisano po niemiecku. Tak samo było zresztą z językiem niderlandzkim u mennonitów żuławskich i pomorskich. W gminach żuławskich kazania były często wygłaszane po niderlandzku i to jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku – bo predykantów sprowadzono chętnie z Holandii, gdyż żuławskie głowy nie nadawały się do studiów teologicznych. Natomiast nie sądzę, że Pani znajdzie ślady jakiegoś prywatnego i rodzinnego funkcjonowania tego języka wśród żuławskich mennonitów od XVII do XIX w. Wszystkie napisy na grobach mennonickich, które widzieliśmy, były jednak po niemiecku. Natomiast silna była (i częściowo została) pozycja języka dolnoniemieckiego („Plattdeutsch”, „Plautdietsch”) W mojej żuławskiej rodzinie przestano mówić do kobiet i do dzieci po dolnoniemiecku w latach po 1880 r. Po dolnoniemiecku mówiono wtedy już tylko na roli oraz podczas polowania (!). Dolnoniemiecki zachował natomiast swoją pozycję wśród żuławskich mennonitów, którzy od drugiej połowy XVIII w. masowo wyemigrowali do Imperium Rosyjskiego oraz do różnych części Ameryki. W Kanadzie żuławsko-mennonicki Plautdietsch ma nawet swoją literaturę do dziś.

***

            Do dziś prowadzę także korespondencję z Henrym z Vancouver w Kanadzie – wnukiem Irmgard Wiebe (z domu Behrens). Henry pewnego razu napisał mi, że pamięta śmierć swojej babci w styczniu 1941 r. Miał wtedy (w którym roku urodził się Henry?) lata. Pamięta ją jednak również za życia, szczególnie moment, który miał miejsce podczas Świąt Bożego Narodzenia w 1940 r., jak został zabrany do babci saniami w zaprzęgu konnym z pobliskiej stacji kolejowej. Potem pamiętał jak jako dziecko chodził z matką z domu swojej babci w Altmünsterberg na cmentarz w Heubuden.

            Mam nadzieję, że spotkanie w Stogach i korespondencja z potomkami Agathe i Petera Wiebe doprowadzi mnie jeszcze do wielu interesujących i inspirujących wiadomości, które będą początkiem dla dalszych poszukiwań historii dawnych mieszkańców Żuław…


[1]Stogi [w:] Katalog zabytków osadnictwa holenderskiego w Polsce, http://holland.org.pl/art.php?kat=obiekt&id=449, (dostęp: 05.11. 2016)

[2]Stogi [w:]dz. cyt.

[3] Fritz Wiebe, http://www.wiebeworldwide.net/webtrees/individual.php?pid=I247&ged=wiebe (dostęp: 05.11.2016).

[4] SA (Sturmabteilung) – służyło pomocą niemieckiej partii nazistowskiej w walce z bojówkami i sympatykami innych ugrupowań politycznych.

[5] Zob. A. Paprot, Zapomniane groby mennonitów, „Gazeta Malborska” 2006, nr 41.