Rolf Fieguth
ORCID 000-0002-2250-9508
Université de Fribourg
Myśli starego tłumacza
Tłumaczem literackim jestem tylko obok mojej głównej profesji fi lologa
i literaturoznawcy, ale gdyby można było przyzwoicie żyć z przekładów,
tak jak dane było Henrykowi Beresce , stałbym się translatorem, unikając
dróg krzyżowych prowadzących do posad na wyższych uczelniach najpierw
w Berlinie Zachodnim, a ostatecznie we Fryburgu Szwajcarskim. Tłumaczem
staje się często nie tylko ze względu na właściwe tej pracy talenty, ale
też z powodu pewnych defi cytów osobistych – psychicznych lub biografi
cznych; moim defi cytem jest moja niemożność bycia w pełni oswojonym
swojakiem wśród swoich. Mnie ten defi cyt prześladuje jeszcze w starości,
ku niezrozumieniu bliskich i najbliższych, którzy są go pozbawieni: swoją
swojskość mieli i mają, chociaż dobrowolnie ją opuścili, a ja marudzę, bo
wszędzie mi obco.
Chęć do tłumaczenia odkryłem w sobie na lekcjach łaciny w latach pięćdziesiątych,
w dziwnej mieścinie Erlangen niedaleko Norymbergi, czwartym
miejscu mojego dzieciństwa i młodości. W ciągu dziewięciu lat łaciny
porządnie się nie nauczyłem, ale miałem ambicję przekładać frazy łacińskie
na prawdziwą, żywą i elegancką niemczyznę. Na berlińskich studiach
slawistycznych (1961–1967), chyba jeszcze przed doktoratem, wciągnięto
mnie do grupy tłumaczy tekstów formalistów rosyjskich. Przełożyłem wtedy
Szkłowskiego i Jakobsona, którego futurystyczny styl uprawiania teorii
i analizy literackiej na przykładzie wierszy Majakowskiego i Chlebnikowa
udało mi się oddać moją niemczyzną (mimo licznych błędów korygowanych
przez kolegów i zwierzchnika, którzy w sprawiedliwym ferworze poprawiania
psuli mi moją wersję rosyjskiego „skazu” w tekstach Szkłowskiego ).
Pod koniec studiów znałem wprawdzie nieomal na pamięć wczesne Dziady
Adama Mickiewicza , ale wiedziałem bardzo niewiele o bieżącej literaturze
polskiej. W porywie młodzieńczej odwagi zadzwoniłem do berlińskiego
364 Rolf Fieguth
wydawcy Karla Henssla z pytaniem, czy miałby dla mnie coś do przetłumaczenia.
Pan Henssel skarcił mnie porządnie, że tak się nie postępuje, że
należy zwracać się do wydawcy zupełnie inaczej (po dziś dzień nie zrozumiałem,
jak), ale że coś ma i że mogę się pofatygować do niego. Chodziło
o Marka Nowakowskiego , o którego istnieniu zawiadomił go niezapomniany
Ludwig Zimmerer , tłumacz, dziennikarz i bawarski tułacz w gomułkowskiej
Warszawie. Znacznie później dowiedziałem się, że Henssel miał już gotowy
przekład opowiadań tego autora, pióra dość znanego i miłego mitłumacza,
ale według wydawcy zupełnie nieudany. W każdym razie stałem się tłumaczem-
uczniem czy czeladnikiem u Henssla , a raczej jego lektora, poety
Joachima Uhlmann a. Obaj po polsku nie umieli, ale moje terminowanie
u Uhlmann a przebiegało ku obustronnemu zadowoleniu. Powstał z tego
zbiór opowiadań złodziejskich Nowakowskiego pod pięknym tytułem Die
schrägen Fürsten (Cudaczni książęta), którym nawiązałem do popularnego
u berlińskich prostytutów męskomęskich określenia prostytutek żeńskich:
schräge Fürstinnen (księżne cud). Przypomniał sobie ten zwrot Joachim Uhlmann
, poeta ze szkoły Stefana George ’go. Jestem przekonany, że wprawdzie
mój przekład roi się od błędów, to jednak trafi łem w ton języka warszawskich
złodziejów Marka Nowakowskiego , którzy gadają u mnie raczej
infantylnie, a nie w stylu wojaków czy nawet ofi cerów wielkoniemieckich,
jak u innych tłumaczy. Infantylność tę wzorowałem trochę na mojej własnej
mowie chłopięcej z chudych, uciekinierskich lat czterdziestych, spędzonych
na peryferii nadwezerskiego miasteczka Brake an der Unterweser.
Do Norwid a i do Gombrowicz a zabrałem się prawie równocześnie
w latach siedemdziesiątych, w konstancjeńskiej fazie mojego życia. Było
i jestw tym coś w rodzaju alpinizmu translatorskiego: oto dwa różne szczyty,
które powinieneś zdobyć. Norwid a zacząłem tłumaczyć, bo nie umiałem go
czytać do dna, ale też z powodów mniej idealistycznych: chciałem zawłaszczyć
jakąś swoją dziedzinę badań literackich. Tłumaczyłem go tak, jak przetłumaczyłem
wcześniej Majakowski ego, Chlebnikow a, Iosifa Brodskiego,
a później, na użytek moich wykładów uniwersyteckich, Juliana Przybos ia
czy Tadeusza Różewicz a. Powstał z tego pierwszy przekład najęzyk obcy
całego Vade-mecum. Jednak moim „alpinizmem” translatorskim zgorszyłem
moją jedyną poważną niemieckojęzyczną rywalkę na polu Norwid a–
Szwajcarkę Jeannine Łuczak-Wild , osobę mądrą, bardzo utalentowaną
i głęboko wierzącą, którą wspominam tu z pełnym respektem. Naostatnie
lata życia planuję zniemczenie Quidama, a może i kolejnych– po wydanych
w grudniu 2020 r. przekładach Beatryks Cenci i Lilii Wenedy– sztuk
Słowacki ego. Dodam, że pracując nad Norwid em, nauczyłem się nie skrywać
chrześcijańskiego tła jego poezji, lecz czerpać z niego poważne idee
interpretacyjne, przy czym nie zdradzam mojej prywatnej neutralności
światopoglądowej.
Myśli stareg o tłumacza 365
Jeszcze większym wyzwaniem stał się dla mnie Witold Gombrowicz ,
którego Ferdydurke obecnie tłumaczę zupełnie na nowo, po raz drugi po
czterdziestu latach. Utwór ten przeczytałem najpierw w przekładzie Waltera
Tiela (Rudolfa Richtera ; 1960), byłem pod wielkim wrażeniem, a od
razu myślałem, że można by było dojść do lepszego stylu niemieckiego.
Moje upodobanie wynikło między innymi z podobieństwa kilku rysów
akcji — dorosły mężczyzna wraca do gimnazjum — do moich ulubionych
humoresek gimnazjalnych: Ernsta Eckstein a (1845–1900) Der Besuch im
Karzer (Wizyta w karcerze; 1875; wznowienia jeszcze w XXI w.) i Heinricha
Spoerl a (1887–1955) Die Feuerzangenbowle (w przybliżeniu: Poncz
z kleszczami kominowymi; 1933). Po dziś dzień nie rozumiem, jakim cudem
chociażby humoreska Ernsta Eckstein a nie trafi ła do rąk jakiegoś tłumacza-
-felietonisty polskiego1, i jak to możliwe, że Gombrowicz ich nie znał. Obaj
autorzy na pewno nie należą do literatury wysokiej, ale piszą znakomicie
i mają upodobanie do gier językowych. Wiem teraz, że Gombrowicz obcował
duchowo nie tylko z największymi, od Dante go przez Shakespeare ’a,
Goethe go, Gogol a, Nietzsche go do Thomasa Mann a, ale też z mniejszymi,
takimi jak Edgar Wallace , Elżbieta Szemplińska , Henryk Worcell , Ilja Ehrenburg
; Sienkiewicz a czytał z całą pewnością z dużo większą przyjemnością
niż prozę Cypriana Norwid a. Na moich wieloletnich drogach odkrywałem
w Gombrowicz u-humoryście najpierw baletmistrza kierującego twardą ręką
swoimi tancerzami o ruchach i gestach bądź to nizinnych, drobnomieszczańskich,
czy perwersyjnie arystokratycznych; następnie człowieka zranionego
w dzieciństwie widokiem wojny i przez całe życie tragicznie dotkniętego
traumą stulecia ponadludzkich cierpień, nie mówiąc już o jego silnych
pędach erotycznych. Przetłumaczyłem z zapartym tchem Trans-Atlantyk
i Ślub. W powieści Trans-Atlantyk widziałem próbę osłonięcia się przed
pełnym przeżywaniem ostatniej wojny światowej. Dramat Ślub stał mi się
szczególnie bliski; dostrzegłem w nim nawet tajemną metafi zyczność. Przekład
Ferdydurke, wydany w Pfullingen w 1960 r., ukazał się powtórnie
w Monachium w roku 1981 – wciąż pod nazwiskiem tłumacza Waltera
Tiela , lecz po gruntownym przeoraniu tekstu przez Rolfa i Hildę Fieguthów.
W sierpniu 2021 r. (roku mojego osiemdziesięciolecia) przysłałem do
zurychskiego wydawnictwa Daniela Kampy mój całkiem nowy przekład.
Nie zdziwiłbym się, gdyby również tym razem była to komercyjna klapa.
Jedyny dotychczas sukces rynkowy odniósł nasz wspólny z Hildą Fieguth
1 Jacek Stanisław Buras notuje aż cztery przekłady polskie utworów Eckstein a, ogłoszone
w latach 1882–1893; nie wykluczam, że w dodatkach do „Kłosów”, „Biesiady Literackiej” czy
jeszcze gdzie indziej odnalazłby się także przekład Wizyty w karcerze. J.S. Buras, Bibliographie
deutscher Literatur in polnischer Übersetzung. Vom 16. Jahrhundert bis 1994, Harrasowitz: Wiesbaden
1996, s. 145–146.
366 Rolf Fieguth
przekład francuskiego tomu Une rose et un balai (Róża i miotła, 2015),
autoportretu prozą i wierszami Michela Simonet a, znanego i popularnego
we Fryburgu wykształconego zamiatacza ulic, którego wózek na śmieci
zawsze ozdabia długa róża.
MYŚLI STAREGO TŁUMACZA
Abstract
An old emeritus, formerly active in the fi elds of literary theory as well as Russian,
Polish and Comparative literature, relates in an intentionally unacademic style about
his secondary „career“ as a translator of mostly Polish authors, especially Cyprian
Norwid and Witold Gombrowicz, into German.
Key words: …………………, …………………, …………………, …………………,
…………………
Słowa kluczowe: Cyprian Norwid (Vade-mecum, Quidam), Juliusz Słowacki, Marek
Nowakowski, Translation Polish-German, Witold Gombrowicz, (Beatryks Cenci, Lilla
Weneda)